Zawsze o tej porze roku mam ochotę na te cieniutki płatki ciasta :-)
Nie wiem, czy to z powodu zimy, czy karnawału, ale ciągnie mnie do nich, aż w końcu kuszę się i je smażę. Niestety tylko ja w domu je jem, dlatego zazwyczaj przygotowuję połowę porcji.
A i tak wychodzi cała góra chrupiącego chrustu!!!
Najważniejsze w jego przygotowaniu jest to, aby zagniecione ciasto porządnie "zbić" wałkiem, następnie bardzo cienko rozwałkować, do grubości pergaminu, dzięki czemu usmażone faworki będą kruche i delikatne, z charakterystycznymi "bąbelkami".
Samo ciasto zawiera odrobinę cukru (tylko pół łyżeczki),dlatego warto posypać wierzch cukrem pudrem, aby były słodkie.
Polecam, szczególnie jeśli macie pod ręką silną męską dłoń, która Wam pomoże! ;-)
Składniki ciasta:
(na 2 duże talerze faworków)
- 500 g mąki pszennej (użyłam tortowej typ 450)
- kwaśna, gęsta śmietana (ok. 1 szklanka lub odrobinę więcej) - użyłam 18 % tłuszczu
- 4 żółtka
- 1/2 kieliszka spirytusu lub wódki
- 1/2 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią (lub cukru wanilinowego)
- szczypta soli
- dodatkowo:
- mąka do podsypywania stolnicy
- tłuszcz do smażenia (olej rzepakowy lub smalec wymieszany z olejem lub sam smalec)
- cukier puder do posypywania wierzchu
Mąkę przesiać do dużej miski, dodać szczyptę soli, cukier wanilinowy lub z prawdziwą wanilią, śmietanę, żółtka i alkohol.
Całość wyrabiać przez ok. 10 minut, aż ciasto stanie się elastyczne i będzie lśniące (gdyby składniki nie chciały się połączyć to dodać odrobinę śmietany więcej).
Zawinąć folią i wstawić do lodówki na 1 godzinę (można na całą noc).
Po tym czasie rozwałkować na stolnicy lekko podsypanej mąką, tak cienko, jak się tylko da (ciasto powinno być prawie przezroczyste), wycinać radełkiem prostokąty o wymiarach ok. 1,5 cm x 7cm. W środku każdego zrobić nacięcie na długości ok. 1,5 cm i przewlec przez to końce chrustu (można także zrobić "kokardki" lekko zlepiając środek paska palcem).
(ciasto podczas smażenia przybiera różne kształty, dlatego, moim zdaniem, z powodzeniem można pominąć "przewlekanie").
W międzyczasie w dużym garnku lub frytkownicy rozgrzać tłuszcz (można użyć termometru cukierniczego, aby zmierzyć temp 175 ºC - jeśli go nie mamy to najlepiej, przed smażeniem faworków, zrobić próbę z odrobiną ciasta wrzuconego na rozgrzany tłuszcz. Ciasto nie może się zbyt szybko smażyć i palić, ale nie może też "zalegać" na dnie garnka z tłuszczem nie smażąc się).
Smażyć partiami na średnim ogniu przez ok. 1,5 - 2 minuty z każdej strony, do zezłocenia.
Wyławiać na talerz wyłożony ręcznikiem kuchennym, aby odciekły z nadmiaru tłuszczu.
Odstawić na kratkę kuchenną do ostygnięcia.
Jakie żółciutkie, wyglądaja super:)
OdpowiedzUsuńRewelacyjne! Miłego poniedziałku!
OdpowiedzUsuńwolę pączki,ale te faworki wyglądają obłędnie:)
OdpowiedzUsuńWygladają idealnie:)!
OdpowiedzUsuńoj mnie też ostatnio ciagnie do faworków i w ogóle nie potrafię się temu oprzeć :)
OdpowiedzUsuńBasiu, faworki pyszne, od razu przypomina mi się smak z dzieciństwa:) Dzięki za przepis, jesteś wielka!
OdpowiedzUsuń